Nie było moich trzech upragnionych komentarzy, jednak dwa muszą mi wystarczyć. Pomyślałam sobie, że nie warto kończyć historii przez brak czytelników. Zapraszam do czytania i komentowania. Polecajcie swoje blogi, jednak miło by byście skomentowali też moją pracę, a ja z chęcią do Was wpadnę. : )
" Nie, nie zabezpieczyłam tego dostatecznie" powiedziałam do samej siebie z nutą zażalenia w głosie widząc potłuczoną żarówkę w małej foliowej reklamówce. Dostrzegłam to dopiero po południu, dwudziestego pierwszego, przy wypakowywaniu walizki, wczoraj nie miałabym do tego wszystkiego głowy. Zasnęłam od razu po przekroczeniu tego pokoju i obudziłam się dopiero wówczas, gdy weszły moje współlokatorki. Wesoła hiszpanka Marina i nieśmiała Julie, która spędzała już tu swój trzeci rok. Podziwiałam ją, już dzisiaj rano mogła korzystać ze swojej szafy. Nie wiem jak to możliwe, ale z Mariną González jedną z przedstawicieli pokoju "25" rozmawianie przychodziło zaskakująco łatwo, z czego byłam naprawdę zadowolona. Biła z niej tak pozytywna energia, kiedy się czymś ekscytowała i taka wesołość w rzeczach codziennych, że nie sposób było jej nie lubić. Popatrzyłam jeszcze raz na skaleczoną rękę. Nieumyślnie włożyłam dłoń do ostrych szczątek żarówki, ahhh.
" Nie, nie zabezpieczyłam tego dostatecznie" powiedziałam do samej siebie z nutą zażalenia w głosie widząc potłuczoną żarówkę w małej foliowej reklamówce. Dostrzegłam to dopiero po południu, dwudziestego pierwszego, przy wypakowywaniu walizki, wczoraj nie miałabym do tego wszystkiego głowy. Zasnęłam od razu po przekroczeniu tego pokoju i obudziłam się dopiero wówczas, gdy weszły moje współlokatorki. Wesoła hiszpanka Marina i nieśmiała Julie, która spędzała już tu swój trzeci rok. Podziwiałam ją, już dzisiaj rano mogła korzystać ze swojej szafy. Nie wiem jak to możliwe, ale z Mariną González jedną z przedstawicieli pokoju "25" rozmawianie przychodziło zaskakująco łatwo, z czego byłam naprawdę zadowolona. Biła z niej tak pozytywna energia, kiedy się czymś ekscytowała i taka wesołość w rzeczach codziennych, że nie sposób było jej nie lubić. Popatrzyłam jeszcze raz na skaleczoną rękę. Nieumyślnie włożyłam dłoń do ostrych szczątek żarówki, ahhh.
Zerknęłam
na mapę, którą podarował mi wczoraj Calvin Marshall, szkolny
przewodnik po Follow Reason, widząc jaka jestem zmęczona oszczędził
mi oprowadzania po budynku dając jedynie ten skrawek papieru.
Odnalazłam wzrokiem damską łazienkę. Nie mówiąc nic nikomu
poszłam na górę, skręciłam ostro w lewo i tak jak niezawodna
mapa mówiła miałam przed oczyma toaletę. Wyrzuciłam całą
zawartość niepotrzebnej już nikomu torebki do kosza i ustawiając
chłodną wodę w kranie obmyłam krwawiącego kciuka. Spojrzałam
lekko do góry wprost w swoje odbicie. Co ja robię w tym internacie?
Jak ja przeżyję te pół roku? Jak? Nadal, po wielu pomysłach
zachowanie rodziców nie miało logicznego dna. Wszystkie moje
domniemania w pewnym momencie kolidowały z ich charakterem.
"Chciałbym
ogłosić, że dziś wieczorem po przyjeździe wszystkich uczniów do
FL zrobimy wieczorek zapoznawczy. Nowi to wasz czas, pokażcie się z
dobrej strony" Ledwie dosłyszałam słowa dyrektora,
najwidoczniej w łazienkach nie było dobrego nagłośnienia. Super a
więc dziś wieczorem będzie mój wielki dzień, dzień zbłaźnienia
się przed całą szkołą, brzmi cudownie? Nie, w praktyce będzie
jeszcze lepiej. Występy publiczne to moja pięta Achillesa.
Wróciłam z kciukiem w buzi.
Marina leżała na łóżku rozmawiając z kimś w swoim ojczystym
języku, Julie nie było. Spojrzałam na jednolity błękit ścian,
dawał temu miejscu poczucie spokoju, uszami wyobraźni usłyszałam
szum fal i niemalże poczułam ciepły piasek pod stopami. W
rzeczywistości był to jedynie miły w dotyku, włosisty
dywan, też w stonowanym, jednak ciepłym kolorze. Rozsunęłam drzwi
balkonowe wpuszczając do pokoju trochę zapasu świeżego powietrza.
Tuż przed kamienistą dróżką zaparkowały sporej wielkości
autokary. Z Londynu, Birmingham, Cambridge i
parę mniejszych z takich miejsc jak Glastonbury. Dzisiaj miała
przyjechać reszta uczniów, wczoraj byłam to tylko ja, moje
współlokatorki i niejaka Rose, z którą dyrektor mnie pomylił
przy naszym pierwszym spotkaniu. Twarze
młodzieży wyskakującej z impetem na kamienisty chodnik mówiły
jedno, powrót do szkoły ich cieszył.
-Co
sądzisz o dziś wieczorem?- zaskoczyła mnie leżąca nadal mulatka.
-Nie
wiem- poprawiłam swawolnie spadające kosmyki włosów. Nie chciałam
wypaść na tchórza mówiąc prawdę- Może być fajnie- wymuszony
uśmiech- Jednak to chyba nie dla mnie- dodałam szczerze z
rezygnacją opuszczając ręce.
-Jak
dla mnie bomba, wybierzemy jakiś łajowy strój, opowiemy jakąś
zapierającą dech historię, poznamy fajnych ludzi, będziemy kurczę
jak jedna wielka zjednoczona rodzina- Odparła z uśmiechem.
„Zapierająca dech historia”? Zdarzyło mi się coś takiego? Najciekawszym momentem, był przyjazd tutaj. W Edynburgu byłam odłączona od takich rzeczy, zdarzały się one z dala ode mnie.
-
Mam problem z wystąpieniami publicznym- poleciałam w szczerość.
-
Każdy ma jakieś słabości, są one nikomu nie potrzebne, trzeba
się ich pozbywać-
poradziła poprawiając się na łóżku. Tyle, że nie wiedziała
najpewniej jakie jest to proste.- Spójrz
na mnie, zgadnij czego się boję- Wyglądała
jak prawdziwy gryfon niczym Harry Potter,
odważny i dzielny, czego mogła bać się ta dziewczyna.
-Nie
wiem, wyglądasz mi na prawdziwego twardziela- powiedziałam
odsłaniając w uśmiechu zęby
-
Prawidłowa odpowiedź- skwitowała wstając z łóżka- Strachu nie
należy
pokazywać- dodała robiąc groźną
minę- bo ktoś
wykorzysta go przeciwko tobie- powiedziała nieco
ciszej. Pewnie miała racje. Problem
nie leżał w braku chęci tylko w braku
odwagi.
Zastanawiałam
się, gdzie poszła moja druga współlokatorka. Wysoka i ładna
dziewczyna osamotniona ze swoim blond kolorem. Marina miała włosy
do ramion, a jej ciemniejsza cera nie przypominała w niczym bladości
Julie. Ja natomiast włosy miałam podobnej długości co Smith, ale
były one pospolito brązowe, oczy natomiast przypominały trochę
kolor tutejszych ścian. Wszystkie więc miałyśmy co innego. Wyjrzałam ponownie przez okno. Julie
Smith jak przystało na osobę spędzającą tu trzeci rok witała
się z dawno nie widzianymi znajomymi, to
samo Calvin. Rudzielec z wieloma piegami rzucał się właśnie na
jakiś dobrze zbudowanych chłopców, którzy ku memu zdziwieniu nie
pobili go, a nawet nie odepchnęli.
Punkt
osiemnasta z radiowęzłów zagrzmiał stanowczy głos dyrektora,
który kazał wszystkim zebranym w szkole zejść do wspólnego
salonu. Na mapie było to największe pomieszczenie, więc w
rzeczywistości też tak musiało być. Poszłyśmy bez mapy, a ze
znającą to miejsce Julią. W salonie
zebrało się już sporo, jak nie powiedzieć masę uczniów. Miałam
nadzieję, że nie będzie sprawdzana lista obecności. Nie była.
Kilkoro uczniów zostało poproszonych na środek koła utworzonego
przez innych, w tym i ja. „Okej spokojnie, nie stresuj się, bo
ktoś może to wykorzystać przeciwko tobie” pomyślałam
przypominając sobie słowa koleżanki.
Po kolei nowi zaczęli się przedstawiać,
poczynając od lewej strony, byłam trzecia od końca, czwarta
od początku Gdy nadeszła moja kolej
spojrzałam przelotnie na ludzi tworzących krąg. Niektórzy byli
zajęci sobą, a inni patrzyli z zaciekawieniem w naszą stronę.
-
Hej- zaczęłam, na co wszyscy jednogłośnie mi odpowiedzieli, lekko
odchrząknęłam- Jestem Louise Hope
Carter- z nadmiarem powagi i z ubytkiem
pewności siebie. Nawet nie wiecie jak dziwnie się teraz czuję, gdy
tak wszyscy na mnie patrzą, mogę teraz zrozumieć te wyjątkowe
okazy w zoo- Nawet
nie wiem kiedy ostatnie zdanie wypełzło z moich ust bez
wcześniejszego ostrzeżenia na szczęście
niektórzy ludzie się uśmiechnęli. Jakiś
dwóch typków notowało coś zawzięcie w swoim notesie, co
zauważyłam dopiero po swojej przemowie. Dziwne, po co to
dokumentowali?
Po
skończonym spotkaniu odszukałam wzrokiem moje współlokatorki.
Szły parę metrów przede mną, nie zdążyłam jednak do nich
dołączyć, zaczepił mnie bowiem mój wczorajszy przewodnik. Calvin
Marshall.
-
Nie przejmuj się, przy moim wystąpieniu publicznym nie mogłem
wykrztusić z siebie żadnego słowa- Zaczął z współczującą
miną. Nie no dzięki, aleś mnie pocieszył. Wcześniej przynajmniej
nie zdawałam sobie sprawy z wielkości mojej gafy. Poprawił
sobie swoje rude kosmyki- Rok
temu jakiś pierwszoroczniak zwymiotował ze stresu,
po tygodniu przyjechali po niego rodzice- dodał
-
Taa, może następnym razem będzie lepiej- strzeliłam, nie bardzo
wiedząc co powiedzieć. Calvin popatrzył przelotnie na mój palec,
z którego sączyło się kilka kropel czerwonej cieczy.- A tak,
to. Nieszczęśliwy
wypadek z żarówką. Mam problemy z zasypianiem w ciemności.- Dodałam czując potrzebę wytłumaczenia się.
Chłopak uśmiechnął się.
-Kiedyś
miałem podobnie na szczęście mi przeszło- dodał splatając swoje
kościste ręce. Ogólnie
Marshalla można by określić
jako kościstego,
rudego chudzielca,
co poniekąd kolidowało
z jego metr osiemdziesiąt.
-
Dogonię dziewczyny, a tak na marginesie dzięki za wsparcie- Dodałam
w półuśmiechu kładąc mu dłoń na ramieniu. Chłopak złapał
się za głowę jakby doznając olśnienia, podał mi
czterostronicowy regulamin, którego nie miałam ochoty czytać
Całą
godzinę zajęło
mi wykombinowanie dobrej żarówki, która jak się później okazało
leżała pomiędzy swetrem a dziwną turkusową spódnicą
Nieustanne
ślęczenie w murach szkoły dawało mi się we znaki, szkolne
podwórko było jednym z piękniejszych jakie widziałam więc
postanowiłam z tego skorzystać. Jakaś całująca para opierała
się o pocięte drzewo, gdzie zakochani grawerowali swoje imiona.
Paru chłopaków biegało między drzewami w pobliskim parku, jednak
najtrafniejsze dla mnie miejsce było wolne. Usadowiłam się na
podwieszanym, materiałowym krześle obserwując parę gołąbków
siedzących na fontannie. Patrzyły na mnie niemal tak samo
intensywnie jak ja na nie. Przeniosłam
wzrok na wrzeszczących i śmiejących się w niebo głosy wesołków.
Obserwowałam jak jakiś muskularny blondyn
wskoczył na
plecy swojego
chudego towarzysza, biedak upadł pod jego
ciężarem jednak humor nadal go nie opuszczał. Fajnie było
obserwować takie rozjuszone grono. Nie zauważyłam nawet kiedy
zrobiło się ciemno, otrząsnęłam się dopiero gdy banda wariatów
zaczęła iść w kierunku szkoły. Było nie później niż kilka
minut po dwudziestej, chciałam się już zapytać co tak wcześnie,
ale suma sumarów zabrakło mi odwagi, a pytanie po dłuższej
analizie wydało mi się głupie. „Ej ty” usłyszałam gdzieś
obok siebie zajęta patrzeniem na skapującą wodę. Odwróciłam się
w kierunku dźwięku. Grono chłopaków znalazło się jakby nigdy
nic koło mnie. Zastanawiałam się o co mogło chodzić, zrobiłam
coś godnego uwagi?
-
Ej ty- Powiedział jeden w czwórki- Nie narażałbym się tak
naszemu podwładnemu, nie znasz jeszcze jego „zasad wychowawczych”?-
Zaczęłam się na poważnie zastanawiać co
ja do jasnej ciasnej
robiłam przez ostatnią godzinę
-
Gdy robi się ciemno polecałbym wrócić
do szkoły, no chyba, że chcesz przez bity tydzień myć kible
personelu- Dodał chudy jednocześnie siłując się z blondynem-
Ostrzegam gówniana robota.
-Ah,
dzięki. Trzeba było przeczytać regulamin- Dodałam z nerwowym
uśmiechem
-
Pfff. Myślisz, że któryś z nas to zrobił. To się nazywa szkoła
życia- Dodał czarnoskóry szczerząc się.
-
A więc godzina milicyjna?- Zaczęłam,
powolnie wstając jednocześnie wystukując
nieznany kod na palcach.
-
Dokładnie, jestem
Jonatan jakbyś nie wiedziała-
po raz drugi odezwał się ciemnoskóry,
oplatając mnie swoim ramieniem. Poczułam się sztywna jak drut. Wzięłam się za ręce przybierając miarowo nogami.
-
Zdesperowany idiota, podrywa wszystko co się rusza- Zaśmiał się
muskularny odrywając od siebie chudzielca.
Jonatan wyszczerzył się w uśmiechu
pokazując swoje białe, zadbane zęby. Podrapał się wolną ręką
po brodzie
-I
kto to mówi pantoflarzu, wczoraj nie mogłeś się oderwać od
Corneli, a przecież każdy zna jej brudny sekret o zmianie płci.-
Dodał chudzielec klepiąc przyjaciela po policzku. Rozniosła
się salwa śmiechu.
Weszliśmy
do ciepłego budynku, owiani przyjemnym zapachem świeżego pieczywa.
Na środku korytarza stała drobna
aczkolwiek pulchniejsza pani. Miała zatroskaną minę.
-Christian
gdzieście byli?- Powiedziała podchodząc do nas szybkim
krokiem.
Muskularny
blondyn uśmiechnął się do niej i wziąwszy z tacy ciepłą jeszcze bułkę
powiedział
-
Musieliśmy uratować dziewczynę z opresji- Pokazał na mnie żując
soczyście wypiek. Jonathan poklepał mnie po ramieniu, a ja
nieśmiało uśmiechnęłam się do gosposi.
Kobieta pokiwała jedynie głową co mową niewerbalną oznaczało
„Co ja z wami mam”.
-Andreo
co tam się dzieje?- Doszedł nas kolejny tym razem grubszy o parę
ton głos. W nienagannym garniturze pojawił
się dyrektor trzymając stertę papierów.
-
Nic takiego, częstuje wygłodniałe stado- Posłała w jego kierunku
ciepły uśmiech.
-Pamiętajcie
dzieci, że o dwudziestej pierwszej cisza nocna- Powiedział
spoglądając na swój skórzany zegarek- Pan Benjamin Price już wie
z czym to się je- Dodał spoglądając na kościstego. Jednak tamten
kompletnie się tym nie obruszył, wyglądał raczej na zamyślonego.
-
Do dwudziestej pierwszej- Zapytał powoli, dyrektor nie zaprzeczył-
Jak pamiętam przez ostatnie cztery lata
cisza nocna zaczyna się godzinę później- Dodał zbulwersowany
-Tak,
ale w tym roku zmieniliśmy trochę zasady- Odpowiedział spokojnie
dyrektor- Andreo weź ode mnie te papiery, będą się idealnie
nadawać na podpałkę.- Byłam tak pochłonięta rozmową, że już
dawno zapomniałam o ręce Jonatana, który teraz cały zesztywniał.
-Dobra
muszę już iść- Powiedziałam patrząc w ich stronę- Dzięki
jeszcze raz za wybawienie- Dodałam ciszej
obdarzając ich nieśmiałym uśmiechem.
Zanim zdążyłam odejść Jonathan powiedział tak cicho jak ja
przedtem
-Uważaj,
dzisiaj będzie chrzest pierwszoroczniaków.-
Nie wiedziałam o co mu chodziło, ale
cieszyłam się z uwolnienia od jego ręki. Dziwnie czułam się w
towarzystwie samych chłopców, nie była to dla mnie komfortowa
sytuacja, więc wrócenie do pokoju wydało mi się dobrym pomysłem.
W „25”
zastałam czytającą Julie, Mariny nie
było. Z braku pomysłów też wzięłam się za lekturę, choć już
od samego początku zapowiadała nudę. Minutę przed „godziną
policyjną” wróciła hiszpanka z niespodziewanymi wieściami, "trzeba zgasić
światło".
-Okej,
podłącze tylko lampę- powiedziałam wstając z łóżka. Podeszłam
do szafki gdzie zostawiłam przenośne światło. Nie było go tam-
Przenosiłyście gdzieś moją lampę?
-
Nie, a co?- odpowiedziała González poprawiając wielkie poduchy na
łóżku. Rozejrzałam się po pokoju z myślą, że może położyłam
je gdzieś indziej. Jednak nie było go ani
w walizce, ani w szafie, ani pod łóżkami. Sprawdziłam nawet pod
dywanem. Moja lampa zniknęła, rozpłynęła się jak mgła.
-
Nie ma- zaczęłam z przejęciem, Marina spojrzała na mnie pytająco-
Nie ma mojej lampy- Spojrzała na mnie jeszcze dziwniej- Wiem, że to
brzmi głupio, że trzeba pokonywać słabości, ale nie zasnę przez
całą noc jeśli jej nie znajdę- Powiedziałam siadając
zrozpaczonym ruchem na łóżku w geście poddania.
-Przypomnij
sobie co z nią robiłaś, mi to zawsze pomaga- Odezwała się Julie
odkładając książkę na bok.- A w razie czego możemy wszystkie spać razem- Skupiłam się na radzie. Byłam z lampą w łazience kiedy
wyrzucałam żarówkę, później odłożyłam ją na szafkę......, a jeżeli nie wzięłam jej z kibla, jeśli tam została?
Byłam pewna, że ją przyniosłam, ale pod wpływem chwili nic nie
wydawało mi się oczywiste i pewne. Rozejrzałam się przelotnie po pokoju mając cichą nadzieję, że nagle magicznie się pojawi. Nie stało się tak jak bym chciała, co zmusiło mnie do awaryjnego planu, niepewnej wycieczki.
-Muszę
iść do toalety-
Stwierdziłam nagle, zaskakując samą siebie. Chwila ciszy.
-
Nie może..nie możesz- odezwała się wreszcie Julie- Jest po dwudziestej
drugiej.
-
Trudno, ja..., mu.... muszę zaryzykować- odpowiedziałam
hardo. Jak na zawołanie zgłosiła się druga uczestniczka,
hiszpanka głodna przygód.
-
Dziewczyny nie możecie- Julie zagrodziła nam drzwi, była
przerażona- Jak was złapią to...- Wiedziałam to jednak, musiałam
się upewnić. Nie potrafiłabym zasnąć w ciemnościach.
-Proszę
daj nam przejść, będziemy cicho- Poprosiłam choć sama w duchu nie byłam przekonana. Julie zamyśliła się nad czymś spoglądając na
ścienny zegar.
-Dobrze,
ale się pośpieszcie- Posunęła
się
dając nam wolną rękę.
Myśląc
o tym teraz stwierdzam, że był to mój ogromny błąd,
przekraczając próg drzwi też poczułam pewną obawę.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny
Ciekawi mnie co będzie dalej :)
Życzę weny *.*
I zapraszam na moje ff o Justinie, który jest piosenkarzem i o Pii, która jest członkinią gangu
http://lovemeharder-justin.blogspot.com/
Oraz na ff o Zaynie i Pii http://dangerouszaynmalik.blogspot.com/