piątek, 21 sierpnia 2015

Chapter two "Hello Everybody"

 Nie było moich trzech upragnionych komentarzy, jednak dwa muszą mi wystarczyć. Pomyślałam sobie, że nie warto kończyć historii przez brak czytelników. Zapraszam do czytania i komentowania. Polecajcie swoje blogi, jednak miło by byście skomentowali też moją pracę, a ja z chęcią do Was wpadnę.     : )


" Nie, nie zabezpieczyłam tego dostatecznie" powiedziałam do samej siebie z nutą zażalenia w głosie widząc potłuczoną żarówkę w małej foliowej reklamówce. Dostrzegłam to dopiero po południu, dwudziestego pierwszego, przy wypakowywaniu walizki, wczoraj nie miałabym do tego wszystkiego głowy. Zasnęłam od razu po przekroczeniu tego pokoju i obudziłam się dopiero wówczas, gdy weszły moje współlokatorki. Wesoła hiszpanka Marina i nieśmiała Julie, która spędzała już tu swój trzeci rok. Podziwiałam ją, już dzisiaj rano mogła korzystać ze swojej szafy. Nie wiem jak to możliwe, ale z Mariną González jedną z przedstawicieli pokoju "25" rozmawianie przychodziło zaskakująco łatwo, z czego byłam naprawdę zadowolona. Biła z niej tak pozytywna energia, kiedy się czymś ekscytowała i taka wesołość w rzeczach codziennych, że nie sposób było jej nie lubić. Popatrzyłam jeszcze raz na skaleczoną rękę. Nieumyślnie włożyłam dłoń do ostrych szczątek żarówki, ahhh.

Zerknęłam na mapę, którą podarował mi wczoraj Calvin Marshall, szkolny przewodnik po Follow Reason, widząc jaka jestem zmęczona oszczędził mi oprowadzania po budynku dając jedynie ten skrawek papieru. Odnalazłam wzrokiem damską łazienkę. Nie mówiąc nic nikomu poszłam na górę, skręciłam ostro w lewo i tak jak niezawodna mapa mówiła miałam przed oczyma toaletę. Wyrzuciłam całą zawartość niepotrzebnej już nikomu torebki do kosza i ustawiając chłodną wodę w kranie obmyłam krwawiącego kciuka. Spojrzałam lekko do góry wprost w swoje odbicie. Co ja robię w tym internacie? Jak ja przeżyję te pół roku? Jak? Nadal, po wielu pomysłach zachowanie rodziców nie miało logicznego dna. Wszystkie moje domniemania w pewnym momencie kolidowały z ich charakterem.

"Chciałbym ogłosić, że dziś wieczorem po przyjeździe wszystkich uczniów do FL zrobimy wieczorek zapoznawczy. Nowi to wasz czas, pokażcie się z dobrej strony" Ledwie dosłyszałam słowa dyrektora, najwidoczniej w łazienkach nie było dobrego nagłośnienia. Super a więc dziś wieczorem będzie mój wielki dzień, dzień zbłaźnienia się przed całą szkołą, brzmi cudownie? Nie, w praktyce będzie jeszcze lepiej. Występy publiczne to moja pięta Achillesa.

Wróciłam z kciukiem w buzi. Marina leżała na łóżku rozmawiając z kimś w swoim ojczystym języku, Julie nie było. Spojrzałam na jednolity błękit ścian, dawał temu miejscu poczucie spokoju, uszami wyobraźni usłyszałam szum fal i niemalże poczułam ciepły piasek pod stopami. W rzeczywistości był to jedynie miły w dotyku, włosisty dywan, też w stonowanym, jednak ciepłym kolorze. Rozsunęłam drzwi balkonowe wpuszczając do pokoju trochę zapasu świeżego powietrza. Tuż przed kamienistą dróżką zaparkowały sporej wielkości autokary. Z Londynu, Birmingham, Cambridge i parę mniejszych z takich miejsc jak Glastonbury. Dzisiaj miała przyjechać reszta uczniów, wczoraj byłam to tylko ja, moje współlokatorki i niejaka Rose, z którą dyrektor mnie pomylił przy naszym pierwszym spotkaniu. Twarze młodzieży wyskakującej z impetem na kamienisty chodnik mówiły jedno, powrót do szkoły ich cieszył.

-Co sądzisz o dziś wieczorem?- zaskoczyła mnie leżąca nadal mulatka.

-Nie wiem- poprawiłam swawolnie spadające kosmyki włosów. Nie chciałam wypaść na tchórza mówiąc prawdę- Może być fajnie- wymuszony uśmiech- Jednak to chyba nie dla mnie- dodałam szczerze z rezygnacją opuszczając ręce.

-Jak dla mnie bomba, wybierzemy jakiś łajowy strój, opowiemy jakąś zapierającą dech historię, poznamy fajnych ludzi, będziemy kurczę jak jedna wielka zjednoczona rodzina- Odparła z uśmiechem. „Zapierająca dech historia”? Zdarzyło mi się coś takiego? Najciekawszym momentem, był przyjazd tutaj. W Edynburgu byłam odłączona od takich rzeczy, zdarzały się one z dala ode mnie.

- Mam problem z wystąpieniami publicznym- poleciałam w szczerość.

- Każdy ma jakieś słabości, są one nikomu nie potrzebne, trzeba się ich pozbywać- poradziła poprawiając się na łóżku. Tyle, że nie wiedziała najpewniej jakie jest to proste.- Spójrz na mnie, zgadnij czego się boję- Wyglądała jak prawdziwy gryfon niczym Harry Potter, odważny i dzielny, czego mogła bać się ta dziewczyna.

-Nie wiem, wyglądasz mi na prawdziwego twardziela- powiedziałam odsłaniając w uśmiechu zęby

- Prawidłowa odpowiedź- skwitowała wstając z łóżka- Strachu nie należy pokazywać- dodała robiąc groźną minę- bo ktoś wykorzysta go przeciwko tobie- powiedziała nieco ciszej. Pewnie miała racje. Problem nie leżał w braku chęci tylko w braku odwagi.

Zastanawiałam się, gdzie poszła moja druga współlokatorka. Wysoka i ładna dziewczyna osamotniona ze swoim blond kolorem. Marina miała włosy do ramion, a jej ciemniejsza cera nie przypominała w niczym bladości Julie. Ja natomiast włosy miałam podobnej długości co Smith, ale były one pospolito brązowe, oczy natomiast przypominały trochę kolor tutejszych ścian. Wszystkie więc miałyśmy co innego. Wyjrzałam ponownie przez okno. Julie Smith jak przystało na osobę spędzającą tu trzeci rok witała się z dawno nie widzianymi znajomymi, to samo Calvin. Rudzielec z wieloma piegami rzucał się właśnie na jakiś dobrze zbudowanych chłopców, którzy ku memu zdziwieniu nie pobili go, a nawet nie odepchnęli.

Punkt osiemnasta z radiowęzłów zagrzmiał stanowczy głos dyrektora, który kazał wszystkim zebranym w szkole zejść do wspólnego salonu. Na mapie było to największe pomieszczenie, więc w rzeczywistości też tak musiało być. Poszłyśmy bez mapy, a ze znającą to miejsce Julią. W salonie zebrało się już sporo, jak nie powiedzieć masę uczniów. Miałam nadzieję, że nie będzie sprawdzana lista obecności. Nie była. Kilkoro uczniów zostało poproszonych na środek koła utworzonego przez innych, w tym i ja. „Okej spokojnie, nie stresuj się, bo ktoś może to wykorzystać przeciwko tobie” pomyślałam przypominając sobie słowa koleżanki. Po kolei nowi zaczęli się przedstawiać, poczynając od lewej strony, byłam trzecia od końca, czwarta od początku Gdy nadeszła moja kolej spojrzałam przelotnie na ludzi tworzących krąg. Niektórzy byli zajęci sobą, a inni patrzyli z zaciekawieniem w naszą stronę.

- Hej- zaczęłam, na co wszyscy jednogłośnie mi odpowiedzieli, lekko odchrząknęłam- Jestem Louise Hope Carter- z nadmiarem powagi i z ubytkiem pewności siebie. Nawet nie wiecie jak dziwnie się teraz czuję, gdy tak wszyscy na mnie patrzą, mogę teraz zrozumieć te wyjątkowe okazy w zoo- Nawet nie wiem kiedy ostatnie zdanie wypełzło z moich ust bez wcześniejszego ostrzeżenia na szczęście niektórzy ludzie się uśmiechnęli. Jakiś dwóch typków notowało coś zawzięcie w swoim notesie, co zauważyłam dopiero po swojej przemowie. Dziwne, po co to dokumentowali?

Po skończonym spotkaniu odszukałam wzrokiem moje współlokatorki. Szły parę metrów przede mną, nie zdążyłam jednak do nich dołączyć, zaczepił mnie bowiem mój wczorajszy przewodnik. Calvin Marshall.

- Nie przejmuj się, przy moim wystąpieniu publicznym nie mogłem wykrztusić z siebie żadnego słowa- Zaczął z współczującą miną. Nie no dzięki, aleś mnie pocieszył. Wcześniej przynajmniej nie zdawałam sobie sprawy z wielkości mojej gafy. Poprawił sobie swoje rude kosmyki- Rok temu jakiś pierwszoroczniak zwymiotował ze stresu, po tygodniu przyjechali po niego rodzice- dodał

- Taa, może następnym razem będzie lepiej- strzeliłam, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Calvin popatrzył przelotnie na mój palec, z którego sączyło się kilka kropel czerwonej cieczy.- A tak, to. Nieszczęśliwy wypadek z żarówką. Mam problemy z zasypianiem w ciemności.- Dodałam czując potrzebę wytłumaczenia się. Chłopak uśmiechnął się.

-Kiedyś miałem podobnie na szczęście mi przeszło- dodał splatając swoje kościste ręce. Ogólnie Marshalla można by określić jako kościstego, rudego chudzielca, co poniekąd kolidowało z jego metr osiemdziesiąt.

- Dogonię dziewczyny, a tak na marginesie dzięki za wsparcie- Dodałam w półuśmiechu kładąc mu dłoń na ramieniu. Chłopak złapał się za głowę jakby doznając olśnienia, podał mi czterostronicowy regulamin, którego nie miałam ochoty czytać

Całą godzinę zajęło mi wykombinowanie dobrej żarówki, która jak się później okazało leżała pomiędzy swetrem a dziwną turkusową spódnicą

        Nieustanne ślęczenie w murach szkoły dawało mi się we znaki, szkolne podwórko było jednym z piękniejszych jakie widziałam więc postanowiłam z tego skorzystać. Jakaś całująca para opierała się o pocięte drzewo, gdzie zakochani grawerowali swoje imiona. Paru chłopaków biegało między drzewami w pobliskim parku, jednak najtrafniejsze dla mnie miejsce było wolne. Usadowiłam się na podwieszanym, materiałowym krześle obserwując parę gołąbków siedzących na fontannie. Patrzyły na mnie niemal tak samo intensywnie jak ja na nie. Przeniosłam wzrok na wrzeszczących i śmiejących się w niebo głosy wesołków. Obserwowałam jak jakiś muskularny blondyn wskoczył na plecy swojego chudego towarzysza, biedak upadł pod jego ciężarem jednak humor nadal go nie opuszczał. Fajnie było obserwować takie rozjuszone grono. Nie zauważyłam nawet kiedy zrobiło się ciemno, otrząsnęłam się dopiero gdy banda wariatów zaczęła iść w kierunku szkoły. Było nie później niż kilka minut po dwudziestej, chciałam się już zapytać co tak wcześnie, ale suma sumarów zabrakło mi odwagi, a pytanie po dłuższej analizie wydało mi się głupie. „Ej ty” usłyszałam gdzieś obok siebie zajęta patrzeniem na skapującą wodę. Odwróciłam się w kierunku dźwięku. Grono chłopaków znalazło się jakby nigdy nic koło mnie. Zastanawiałam się o co mogło chodzić, zrobiłam coś godnego uwagi?

- Ej ty- Powiedział jeden w czwórki- Nie narażałbym się tak naszemu podwładnemu, nie znasz jeszcze jego „zasad wychowawczych”?- Zaczęłam się na poważnie zastanawiać co ja do jasnej ciasnej robiłam przez ostatnią godzinę

- Gdy robi się ciemno polecałbym wrócić do szkoły, no chyba, że chcesz przez bity tydzień myć kible personelu- Dodał chudy jednocześnie siłując się z blondynem- Ostrzegam gówniana robota.

-Ah, dzięki. Trzeba było przeczytać regulamin- Dodałam z nerwowym uśmiechem

- Pfff. Myślisz, że któryś z nas to zrobił. To się nazywa szkoła życia- Dodał czarnoskóry szczerząc się.

- A więc godzina milicyjna?- Zaczęłam, powolnie wstając jednocześnie wystukując nieznany kod na palcach.

- Dokładnie, jestem Jonatan jakbyś nie wiedziała- po raz drugi odezwał się ciemnoskóry, oplatając mnie swoim ramieniem. Poczułam się sztywna jak drut. Wzięłam się za ręce przybierając miarowo nogami.

- Zdesperowany idiota, podrywa wszystko co się rusza- Zaśmiał się muskularny odrywając od siebie chudzielca. Jonatan wyszczerzył się w uśmiechu pokazując swoje białe, zadbane zęby. Podrapał się wolną ręką po brodzie

-I kto to mówi pantoflarzu, wczoraj nie mogłeś się oderwać od Corneli, a przecież każdy zna jej brudny sekret o zmianie płci.- Dodał chudzielec klepiąc przyjaciela po policzku. Rozniosła się salwa śmiechu.

Weszliśmy do ciepłego budynku, owiani przyjemnym zapachem świeżego pieczywa. Na środku korytarza stała drobna aczkolwiek pulchniejsza pani. Miała zatroskaną minę.

-Christian gdzieście byli?- Powiedziała podchodząc do nas szybkim krokiem.

Muskularny blondyn uśmiechnął się do niej i wziąwszy z tacy ciepłą jeszcze bułkę powiedział

- Musieliśmy uratować dziewczynę z opresji- Pokazał na mnie żując soczyście wypiek. Jonathan poklepał mnie po ramieniu, a ja nieśmiało uśmiechnęłam się do gosposi. Kobieta pokiwała jedynie głową co mową niewerbalną oznaczało „Co ja z wami mam”.

-Andreo co tam się dzieje?- Doszedł nas kolejny tym razem grubszy o parę ton głos. W nienagannym garniturze pojawił się dyrektor trzymając stertę papierów.

- Nic takiego, częstuje wygłodniałe stado- Posłała w jego kierunku ciepły uśmiech.

-Pamiętajcie dzieci, że o dwudziestej pierwszej cisza nocna- Powiedział spoglądając na swój skórzany zegarek- Pan Benjamin Price już wie z czym to się je- Dodał spoglądając na kościstego. Jednak tamten kompletnie się tym nie obruszył, wyglądał raczej na zamyślonego.

- Do dwudziestej pierwszej- Zapytał powoli, dyrektor nie zaprzeczył- Jak pamiętam przez ostatnie cztery lata cisza nocna zaczyna się godzinę później- Dodał zbulwersowany

-Tak, ale w tym roku zmieniliśmy trochę zasady- Odpowiedział spokojnie dyrektor- Andreo weź ode mnie te papiery, będą się idealnie nadawać na podpałkę.- Byłam tak pochłonięta rozmową, że już dawno zapomniałam o ręce Jonatana, który teraz cały zesztywniał.

-Dobra muszę już iść- Powiedziałam patrząc w ich stronę- Dzięki jeszcze raz za wybawienie- Dodałam ciszej obdarzając ich nieśmiałym uśmiechem. Zanim zdążyłam odejść Jonathan powiedział tak cicho jak ja przedtem

-Uważaj, dzisiaj będzie chrzest pierwszoroczniaków.- Nie wiedziałam o co mu chodziło, ale cieszyłam się z uwolnienia od jego ręki. Dziwnie czułam się w towarzystwie samych chłopców, nie była to dla mnie komfortowa sytuacja, więc wrócenie do pokoju wydało mi się dobrym pomysłem. W „25” zastałam czytającą Julie, Mariny nie było. Z braku pomysłów też wzięłam się za lekturę, choć już od samego początku zapowiadała nudę. Minutę przed „godziną policyjną” wróciła hiszpanka z niespodziewanymi wieściami, "trzeba zgasić światło".

-Okej, podłącze tylko lampę- powiedziałam wstając z łóżka. Podeszłam do szafki gdzie zostawiłam przenośne światło. Nie było go tam- Przenosiłyście gdzieś moją lampę?

- Nie, a co?- odpowiedziała González poprawiając wielkie poduchy na łóżku. Rozejrzałam się po pokoju z myślą, że może położyłam je gdzieś indziej. Jednak nie było go ani w walizce, ani w szafie, ani pod łóżkami. Sprawdziłam nawet pod dywanem. Moja lampa zniknęła, rozpłynęła się jak mgła.

- Nie ma- zaczęłam z przejęciem, Marina spojrzała na mnie pytająco- Nie ma mojej lampy- Spojrzała na mnie jeszcze dziwniej- Wiem, że to brzmi głupio, że trzeba pokonywać słabości, ale nie zasnę przez całą noc jeśli jej nie znajdę- Powiedziałam siadając zrozpaczonym ruchem na łóżku w geście poddania.

-Przypomnij sobie co z nią robiłaś, mi to zawsze pomaga- Odezwała się Julie odkładając książkę na bok.- A w razie czego możemy wszystkie spać razem- Skupiłam się na radzie. Byłam z lampą w łazience kiedy wyrzucałam żarówkę, później odłożyłam ją na szafkę......, a jeżeli nie wzięłam jej z kibla, jeśli tam została? Byłam pewna, że ją przyniosłam, ale pod wpływem chwili nic nie wydawało mi się oczywiste i pewne. Rozejrzałam się przelotnie po pokoju mając cichą nadzieję, że nagle magicznie się pojawi. Nie stało się tak jak bym chciała, co zmusiło mnie do awaryjnego planu, niepewnej wycieczki.

-Muszę iść do toalety- Stwierdziłam nagle, zaskakując samą siebie. Chwila ciszy.

- Nie może..nie możesz- odezwała się wreszcie Julie- Jest po dwudziestej drugiej.

- Trudno, ja..., mu.... muszę zaryzykować- odpowiedziałam hardo. Jak na zawołanie zgłosiła się druga uczestniczka, hiszpanka głodna przygód.

- Dziewczyny nie możecie- Julie zagrodziła nam drzwi, była przerażona- Jak was złapią to...- Wiedziałam to jednak, musiałam się upewnić. Nie potrafiłabym zasnąć w ciemnościach.

-Proszę daj nam przejść, będziemy cicho- Poprosiłam choć sama w duchu nie byłam przekonana. Julie zamyśliła się nad czymś spoglądając na ścienny zegar.

-Dobrze, ale się pośpieszcie- Posunęła się dając nam wolną rękę.

Myśląc o tym teraz stwierdzam, że był to mój ogromny błąd, przekraczając próg drzwi też poczułam pewną obawę.

1 komentarz:


  1. Rozdział świetny
    Ciekawi mnie co będzie dalej :)
    Życzę weny *.*
    I zapraszam na moje ff o Justinie, który jest piosenkarzem i o Pii, która jest członkinią gangu
    http://lovemeharder-justin.blogspot.com/
    Oraz na ff o Zaynie i Pii http://dangerouszaynmalik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń